Jak to z Płockiem było
II nagroda w konkursie „Tworzymy legendę o Płocku”
Katarzyna Płoskońska
Rok 1987
Kiedyś wybrałam się na spacer.
Poszłam śladami Broniewskiego,
wzięłam tomik wierszy do ręki,
usiadłam pod dębem wspaniałym jego.
Czytałam właśnie fragment o Wiśle,
gdy nagle nie wiadomo skąd,
poczułam muśnięcie liściem,
a to był staruszek dąb.
Zaszumiał mi nad głową
i opowiedział coś ciekawego.
To, czego nie zdążył powiedzieć poecie:
legendę miasta mojego.
Dawno, dawno temu leżała nad Wisłą mała osada. Jej mieszkańcy mieli wielki kłopot: umarł im stary kneź i musieli wybrać nowego. A było dwóch kandydatów: młody roztropny Semko i nieco starszy od niego Doman, znany z postawnego wyglądu i surowej twarzy. Obaj byli mądrzy i nadawali się na kneziów doskonale. Aby rozwiązać problem musiały się rozegrać między nimi zawody, sprawdzian zręcznościowy, siły i odwagi, lecz do konkurencji nie doszło. Stało się to za przyczyną chytrego Domana, który chcąc mieć pewność, że to on zostanie wybrany, rozpuścił plotki, że Semko chciał przekupić ludzi. Osadnicy uwierzyli i kneziem został Doman, który natychmiast zamknął Semka w wieży.
Po jakimś czasie osadnicy dowiedzieli się prawdy i nabrali wstrętu do nowego knezia, ale było już za późno. Starali się pomóc jakoś nieszczęśnikowi w wieży, ale ta była wysoka, groźna i niedostępna. A zły Doman śmiał się złośliwie i zacierał ręce ciesząc się, że nareszcie ma władzę. Biedny Semko siedział sam jeden w wieży i było mu bardzo źle.
Pewnego dnia stała się rzecz bardzo dziwna. Semko zauważył, że na malutkim okienku pod samym sufitem usiadł wspaniały jakiś ptak, nikomu nieznany. Toteż Semko zdziwił się bardzo, ale zarazem był zachwycony, gdyż był to ptak tak cudny, że nie można było nie zwrócić na to uwagi. Iście królewski!. Dziób złoty, wspaniałe szpony, oczy jak dwa klejnoty, cała postać lśniąca i kolorowa, jak z bajki, bo czyż to możliwe aby takie cudo żyło na tym świecie co inne normalne ptaki?! Ale najpiękniejszy był jego ogon! Wielki, imponujący, pióra czerwono-złote jak ogień i taki blask bił od nich, iż zdawać się mogło, że płoną.
Semko nie mógł oczu oderwać od tej żywejiskry. A ptak przecisnął się przez kratę, sfrunął z wdziękiem w dół i usiadł lekko na zimnej, kamiennej podłodzie.
– O, Boże! Cóż to za dziwo?! – wyszeptał więzień. A ptak, ku jeszcze większemu jego zdumieniu przemówił ludzkim głosem:
– Z daleka przybywam, bo wiem, że ci się tu wielka niesprawiedliwość dzieje i pomóc ci chcę.
Semko na to:
– Nie rozumiem wcale, czemu to ty po ludzku gadasz, ptaku płomienny, ale i tego również, jakim cudem ty byś mnie miał z mojej niedoli wyratować.
– Wiedz zatem – rzecze ptak – że za prawami ludzi stoję, a i to wiem, żeś ty dobry człowiek i kneziem byś godnym był, przeto krzywdy ci zrobić nie dam. Czekaj tedy na dobre wieści od ludzi.
– Jak to! – zawołał Semko – Przecie to do mnie nikogo nie puszczają! – ale ptaka już nie było. Poleciał. Semka dziwiła bardzo ta wizyta i począł już mniemać, iż to był sen. Ale kiedyś… drzwi więzienia skrzypnęły nagle i wszedł… o dziwo! jego kamrat z sąsiedztwa, stary Miłosz. Semko uradował się bardzo, gdyż od dawna człowieka nie widział (prócz straży) i myślał, że nigdy już nie zobaczy.
A Miłosz powitał go radośnie:
– Witaj kumie! Powiadaj, jak ci się tu darzy, a mniemam, że niewesoło. Ale pewnie dziwujesz się, skąd ja tutaj?
– A dziwuję się, dziwuję, boć już dawnom poczciwej twarzy nie oglądał.
– Posłuchaj zatem, bo długo tu opowiadać. Było tak…
Jakeśmy się dowiedzieli, że to Doman winien a nie ty, to jakeśmy się sierdzili, że hej! Ale, co? Już za późno było. A Doman rozwalił się na włościach po starym kneziu Wicie i jeno pije, a o ludziach i rozbudowie grodu nie myśli. Hej – powiadam- Semko to by mur obronny wnet postawił i inne dogodności uczynił, a ten to tylko o własnych uciechach myśli.
Ale kiedyś nie wiadomo skąd pojawiła się w osadzie przecudna dziewka, jako malowanie. Rozkochał się w niej bez pamięci Doman i wezwał ją do siebie. Ja – powiada – uczynię dla cię co tylko zechcesz, jeno ostań się ze mną. A ona na to: Dobrze, ale uwolnij z wieży młodego Semka, który nie winien, ale poczciwy to chłopak. Co?! – zawołał Doman – Toć on ludzi pobuntuje przeciw mnie! A dziewka rzecze: Tedy bywaj – i ku drzwiom się zwraca. Czekaj! – woła za nią Doman – może inną droższą rzecz jeszcze chcesz żeby ci uczynić, bo przecie ja nie mogę go uwolnić! To twoja sprawa – rzekła mu dziewka – Kiedy nie możesz to ja tu nie ostanę. Lecz jeszcze nie zdążyła dopowiedzieć do końca, co chciała, aż tu nagle zjawił się ptak przecudny, ze wspaniałym ogonem płomienistym, przeleciał nad głową Domana i jak przybył tak i szybko poleciał i tyleśmy go widzieli. A ten kniaź nieprawy wielce się zadziwował i rzecze: Toć to chyba widziadło jakie, albo znak… znak boży żebym ja tej dziewki wysłuchał, boć to cudo takie, że nic innego być nie może. Jeśli tak, tedy dobrze – tu zwrócił się do onej niewiasty – uwolnię ci ja tego młodego i niech się dzieje wola bogów.
I usiadł na ławie, ciężko, boć to przecie kloc i wielce zadumał się nad owym pięknym dziwem, co je był zobaczył. A nam się okrutnie wesoło uczyniło, że cię znów obaczym, przetom przyszedł tu do ciebie dobrą nowinę powiadać, a i straże nie broniły, bo taki miały rozkaz. A ty co o tym myślisz? Gadaj, cieszysz się, bo mniemam, że tak.
– A jużci – rzecze Somko – raduję się wielce i choć dziwna bardzo twoja opowieść to ci powiem, że owego ptaka cudnego tom i ja widział.
– Jakże to? – dziwi się Miłosz – Toć ty tu przecie w wieży siedział?
– Siedziałem, ale on tu był u mnie.
– Co gadasz? Powiadaj!
I Semko opowiedział wszystko jak było i to, że ptak obiecał mu pomóc. A stary kamrat dziwował się wielce, jaki to wspaniały ptak i że ludzką mową gada. Ale prawda – rzekł – że to dzięki niemu wolny jesteś. I to też się domyślam, że to za jego sprawą owa dziewka się znalazła i knezia namówiła, a ptak mu się tylko pokazał i tym trochę dopomógł. Wszyscyśmy mu wdzięczni powinni być, to i chodźmy teraz do osady i powiedzmy o wszystkim ludziom.
A tam wszyscy Semka radośnie powitali, zaraz mu jęli opowiadać, jak to im źle pod rządami Domana, jak to on się zabawia i wcale o gród nie dba i że szczęśliwi by byli, gdyby on – Semko kneziem został. Poczęli się wreszcie buntować i na Domana nastawiać i potąd się buntowali i nastawali, aż knezia obalili i Semka na jego miejsce posadzili. Doman musiał uciec z osady, bo tu by życia nie miał.
A nowy kneź poznał ową piękną pannę i wielce ją pokochał.
Ale myślał i o grodzie, także wkrótce rozbudował go bardzo, otoczył murem warownym, w środku nadal go ulepszając. Dobry to był kneź, ludzie wielce się radowali i chętnie pracowali. A robili to tym chętniej, iż teraz często już pokazywał się ów piękny ptak, który dodawał im ochoty do pracy.
Semko ujrzawszy go po raz pierwszy od czasy wyjścia z więzienia nie był pewien zrazu, że to ten sam, gdyż wiedząc, że po ludzku gada nie wiedział, że jego zwykłym ptasim zawołaniem było : „ck, ck, ck”, a tak go właśnie ptak powitał i odtąd z nikim więcej nie gadał ludzkim językiem, tylko wołał swoje wesołe, ptasie: „ck, ck, ck”.
A ludzie ze względu na jego przepiękny ognisty ogon nazwali go Płomiennym Ptakiem.
Kiedy gród był już w pełni okazały i piękny, nowy problem się znalazł: jak go nazwać? Boć to przecie nie był już mały gródek nad Wisłą, jeno gród niczego sobie i swoją nazwę mieć musiał. A wspaniały Płomienny Ptak i tym razem nie zawiódł.
Kiedy wszyscy zebrali się i radzili nad nazwaniem grodu, zaszumiał im nagle nad głowami czerwono – złocisty ogon. Koś chciał zawołać” „Płomienny Ptak przyleciał”! ale zdążył tylko zakrzyknąć:
– Pło… a ptak przerwał mu swym wesołym, codziennym: – „ck, ck, ck!”
I wszyscy już wiedzieli, że nazwą swój gród od skrótu imienia pięknego ptaka i od jego ptasiego zawołania PŁOCK.
Semko ożenił się z piękną panną. Gród się rozrastał, mijały lata, wiele pokoleń w nim mieszkało, aż w końcu nastały czasy księcia Bolka…
A dalej już wiecie. Ale nie dowiecie się na pewno nawet z historii Płocka, że na samym jej początku był piękny ptak, o wspaniałym czerwono – złocistym, płomiennym ogonie.
Więcej legend o Płocku zgłoszonych do konkursu pt. „Tworzymy legendę o Płocku” można przeczytać w czytelni Książnicy Płockiej.